poniedziałek, 28 września 2015

o niej

radosna twórczość pięcioletniej siostry - ach, to afro!
To już oficjalne: sumienne utrzymanie regularności wpisów na tym blogu jest poza moim zasięgiem. Nie ma nawet sensu analizowanie dlaczego (choć próbowałem, ale backspace), korzystniej będzie po prostu przejść do rzeczy, skoro już trafił się ten rzadki moment w którym przypływ weny mogę połączyć z wolnym czasem i poświęcić go na naklepanie kilkuset słów w Wordzie.

Będzie dużo prywaty.

Zdarzyło mi się pisać już wpisy-hołdy, oto i kolejny. Zbierałem się do niego już długo, bynajmniej nie dlatego, że nie wiedziałem, co w nim ująć, a raczej dlatego, że żeby to wszystko wyrazić, potrzebowałem potężnej dawki Mowy Kwiecistej i wydaje mi się, że dawka spłynęła (w tym momencie pisania słońce na chwilę zaświeciło mi prosto w twarz, ach, symboliko).

Jest wrzesień 2015, a moje sposoby spędzania wolnego czasu w dużej mierze nie różnią się aż tak od tego, co było rok temu: ot, chodzę do pracy, choć innej, oglądam filmy, oglądam seriale, trochę gram, trochę rysuję, trochę piszę, trochę przesadzam z długością tego zdania. Wszystko to różni się jednak od siebie jedną, ale bardzo istotną rzeczą, można powiedzieć, że kluczową. Nie oglądam filmów i seriali sam. Nie gram sam. Gdy rysuję i piszę, to ktoś na bieżąco ocenia moje postępy, motywując mnie do dalszego działania. Wychodzenie do pracy jest podwójnie trudne, bo poprzedza je pożegnanie, które, choć doświadczane codziennie, nigdy nie robi się łatwiejsze. Powroty z pracy jeszcze bardziej uskrzydlają, bo po powrocie widzę tę twarz i ten uśmiech, sprawiające, że ewentualne zmęczenie i stres wyparowują w mgnieniu oka.

Od długiego czasu (zawsze?) marzył mi się związek, który można by żywcem wyjąć z ciepłych, pociesznych filmów, gdzie na sceny nakreślające relację między kobietą i mężczyzną reaguje się jedynie szerokim uśmiechem i cichym „awww”, oraz myślą, że jej, chciałbym tak. Związek, który ma wszelkie predyspozycje ku temu, by przetrwać długie lata, do czasu, aż włosy będą siwe, twarze i dłonie pomarszczone, staż bardzo długi, a kapcie ciepłe. Myślałem o tym oglądając te filmy i seriale, obserwując moich pociesznych starszych sąsiadów, wspominając kilkudziesięcioletnie małżeństwo pradziadków i zastanawiałem się jak długo będę musiał szukać i czekać, zanim i mnie spotka taki fajny scenariusz. Okazało się, że wcale nie musiałem szukać tak daleko.

And where was I before the day
That I first saw your lovely face?

Chodziłem z nią po korytarzach jednego liceum, choć wtedy nie miałem pojęcia o jej istnieniu. Potem nasze drogi się rozjechały i splotły znowu dwa lata temu, ale była to ledwie zapowiedź tego, co miało nadejść, bo rzecz właściwa rozpocząć się miała rok od oficjalnego poznania. Przez ten rok chyba w jakiś sposób nauczyłem się w końcu, jak rozpoznać Tę Osobę, bo przy kolejnym spotkaniu wiedziałem od samego początku, a moja pewność nie zmalała do dzisiaj nawet o najmniejszy wycinek obojętnie jakiej skali, przeciwnie, umocniła się do stopnia silnego jak superbohaterowie z filmów, które tak lubimy wspólnie z nią oglądać.

Na początku byłem wręcz zamroczony tym, jak dobrą chemię mamy, jak podobne poczucie humoru, jak myślimy o tym samym i jak nie potrafimy przestać ze sobą rozmawiać, czy to na żywo, czy w sieci. Tym, że każde spotkanie dawało mi takiego kopa energii, że wszystko wydawało mi się przyjemniejsze i łatwiejsze do zrealizowania. Tym, że tak bardzo chciało mi się chcieć i że wiedziałem, że nie mogę niczego w tej relacji zepsuć, bo jest kluczem do tego, bym poczuł spełnienie na polu uczuciowym i całkowite szczęście. Była zima, a my spotykaliśmy się na dworze, ale nawet w zeszłe lato nie było tak ciepło, jak podczas tych spotkań. Rozmawialiśmy codziennie, ale tematy były niewyczerpane, więc telefon rzadko kiedy opuszczał dłoń, a podczas rozmów online potrafiła nas zastać naprawdę późna pora. A to wszystko było tak naturalne, tak zwyczajnie fajne, że aż trudno było uwierzyć, że znamy się tak krótko.


Now I see it everyday

Jest wrzesień 2015 roku, a nic z tego, co wymieniłem wyżej, nie uległo zmianie. Dzięki niej stale czuję naładowane energią życiową baterie; to ona sprawia, że wiele chwil jest tak pięknych; to przy niej mam to irracjonalne, niespotykane wcześniej uczucie pewności, że tu nic nie może się zepsuć, że to właśnie przy niej zastanie mnie starość, i że to właśnie z nią będę z rozrzewnieniem wspominać wszystko to, co już razem doświadczyliśmy i wszystko to, czego jeszcze doświadczymy. Tak jakbym zajrzał kiedyś w przyszłość i szybko zapomniał, co widziałem, ale zostałoby we mnie zakorzenione, z kim tę przyszłość spędzę, przez co nawet tak szybkie postawienie poważnego kroku jakim było zamieszkanie razem wydawało się zupełnie naturalne ( i, jak się okazało, w tym szaleństwie jest metoda).

Tęcza wylewająca się z tego wpisu pewnie sprawia, że niektórzy się wzdrygają, ale nie da się tego ująć inaczej, no nie da się, po prostu. Wiadomo, że i na tęczy pojawiają się czasem deszczowe chmurki, wszak nie da się chyba uniknąć małych kłótni mieszkając razem, ale te chmury szybko przechodzą, bo to, jak mamy identyczne podejście do ważnych spraw sprawia, że niemożliwe jest długo pozostać w konflikcie. Mnóstwo rozmów, na tematy poważne i nie, sprawiło, że poza byciem parą jesteśmy też najlepszymi przyjaciółmi, a to właśnie ona mnie nauczyła, jak ważne w związku jest to, by również się przyjaźnić i nie tylko kochać, ale i lubić.

Tak to wygląda. Uwielbiam z nią przebywać, grać, oglądać filmy, chodzić na spacery, spotykać się ze znajomymi i milion innych rzeczy, których już nie będę wymieniać, bo chyba nawet w Wordzie skończyłoby się miejsce. Uwielbiam ją uszczęśliwiać, a ona robi to samo dla mnie. Uwielbiam robić jej niespodzianki, cieszyć się fantastycznym ciepłem, którym emanuje, głaskać ją gdy śpi, zanim wyjdę do pracy. Uwielbiam nasze małe tradycje, które sumiennie praktykujemy. Uwielbiam nasze geekowe rozmowy o komiksach. I bez problemu widzę nas w tych wszystkich romantycznych filmach i serialach, szczególnie wtedy, gdy tańczymy na ulicy, dostajemy spontaniczne brawa wykonując w pubie choreografię do Hungry Eyes, gdy pełna sala ludzi obserwuje, jak śpiewam jej na karaoke piosenki, gdy jest obok. Czuję się pewnie jak wszyscy ci, którzy mieli natchnienie napisać najpiękniejsze miłosne piosenki, książki i wiersze. I jest to wspaniałe uczucie, a daje mi je ona. Mój promyczek, moja gwiazdka, moja miłość. Moja Marta.

And I know that I am

I am, I am the luckiest