poniedziałek, 29 września 2014

o klubach i dyskotekach


Chyba się postarzałem, bo w moje życie wkradła się pewna monotonia. Gdybym zaprosił kogoś znajomego, aby odbył ze mną tradycyjną drogę do pracy, to prawdopodobnie mógłbym go zaskoczyć zdolnością jasnowidzenia, jako że z minutową dokładnością byłbym w stanie powiedzieć jakiej linii autobus wjedzie za chwilę na dany, mijany przez nas przystanek, albo że na jednym z tych przystanków będzie stał ten sam łysy koleś w czarnym dresie z trzema paskami (czasem trzymając reklamówkę).

W sobotę było mniej schematycznie - na drodze prowadzącej od klubu obleganego przez ludzi mających na głowie więcej żelu niż włosów (lub więcej pudru niż skóry), co jakiś czas pojawiała się plama po wymiocinach. W sumie nie dziwię się, bo co pozostało człowiekowi, który w piątek wieczór wszedł do miejsca o nazwie będącej angielskim akronimem wyrażenia "żyje się tylko raz"? Wziąć sobie ową nazwę do serca, a potem puścić wodze. Następnie – też puścić, ale pawia, a nawet kilka. Śmiać mi się chciało, jak wyobraziłem sobie umęczonego pijaństwem kolesia, który stracił cały swój klubowy animusz i słania się po płocie, sunąc najeżonymi włosami po prętach.

Szczerze mówiąc to nie wiem do końca, jak obecnie sytuacja w klubach wygląda od wewnątrz; ostatnio byłem na takiej, hm, klasycznej dyskotece na tyle dawno, że nie jestem w stanie określić, kiedy to było dokładnie. Głównie zapamiętałem dużo takich właśnie panów i pań wyglądających jak ożywione manekiny koloru brązowego, na których wypróbowywano całe setki kosmetyków. Stojąc przy barierce i wsłuchując się w jakże subtelne dźwięki muzyki, głaszczącą moje uszy całą feerią łub-łubów i umc-umców, obserwowałem z ciekawością jak przedstawia się sytuacja na parkiecie.

Jest tak, że dziewczyny lubią tańczyć w grupach. Tupią sobie w kółeczku, dzielnie próbując nadążyć za natężeniem łub-łubów, a wokół nich niczym drapieżne ptaki krążą mężczyźni, których, na cześć Sonica, niebieskiego i szybkiego bohatera serii gier, nazwę na potrzeby tego tekstu Sonikami właśnie, ze względu na niezwykłe podobieństwo między fryzurami. Sonikowie krążą wokół dziewczyn opracowując skomplikowane metody podrywu. Rozpinają białe koszule, napinają brązowe mięśnie i bujają się w rytm umc-umców. Nie przypominam sobie sytuacji, w której któremuś z Soników udałoby się skutecznie kogoś, mówiąc brzydko, upolować. Najczęściej kończyło się to zabawną sytuacją, w której dany Sonik powoli zbliżał się do dziewczyny, napinał mięśnie tak, że metr przed nią zaczynały mu już pękać rękawy w koszuli, a koniec końców robił obrót na pięcie jako i jego wybranka robiła, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Potem dreptał do kolejnej i tak się odbijał jak piłka w pinballu. Na koniec imprezy zamiast koszuli miał bezrękawnik.

Oczywiście zdarzały się sytuacje, że do tego tańca jednak dochodziło, mimo wszystko kluby to nie tylko siedlisko porażek. Tańczą zatem pary całkiem zwyczajne, o których tu pisać nie będę, bo są na tyle normalne, że dla mnie i ewentualnych czytelników wręcz nieinteresujące (aczkolwiek wszystkiego im dobrego), a obok nich istny przegląd różnych stylów tańca w wykonaniu tłumu Soników. Jeden Sonik tańczy, jakby kroił chleb, dziko machając zaciśniętą pięścią w lewo i w prawo. Drugi przeciąga wirtualną linę, ponownie sprawdzając wytrzymałość swoich rękawów, bo, nie wiadomo, może ktoś go zauważy i stwierdzi, że fajnie tę linę przeciąga. Jeszcze ktoś skacze po niewidzialnych, acz z całą pewnością rozżarzonych, węglach. Pomiędzy nimi ludzie, którzy z pozoru wykonują dziwną formę tańca barkami, a tak naprawdę po prostu przepychają się do baru, po piwo. Ktoś tam zjeżdża na tyłku ze schodów. W łazience ludzi więcej, niż na parkiecie. Ciężko wszystko ogarnąć wzrokiem. Poza Polską niewiele lepiej.

Pisałem swego czasu o kilku razach, kiedy byłem w Egipcie. Wspominałem tam, że również zdarzało mi się odwiedzić parę egipskich dyskotek, w tym jedną hotelową, w której kręcącej dupą Rosjance wypadła z majtek podpaska i tak sobie leżała na parkiecie. W sumie do tej pory nie ogarniam myślą, jak to się stało, wtedy jedynie pomyślałem, że jak pójdę do jakiegoś klubu w mieście, to pewnie będzie lepiej, więcej ludzi i w ogóle. Niestety, chociaż ludzi było więcej, a żadne podpaski nie lądowały na ziemi, to i tak średnia wieku znacząco przekraczała to, do czego prężyliby się elbląscy Sonikowie, natomiast jedyną osobą, która dosiadła się do mnie i zaczęła rozmowę, był nie kto inny, jak 50-letni, na oko, Niemiec. Tak sobie do mnie szprechał a ja kiwałem głową, chyba na tyle przekonująco, że Niemiec myślał, że go rozumiem (na szczęście go nie rozumiałem, bo może do dzisiaj bym miał traumę). Przez kilka minut w ten właśnie sposób korzystaliśmy z najcenniejszych walorów komunikacji międzyludzkiej, w tle Rosjanki starały się udowodnić same sobie, że mają trzydzieści lat mniej, a potem poleciała mi krew z nosa i wyszedłem z tego klubu żeby sobie kupić Sprite’a. Nie wiem, jak jedno z drugim się wiąże, ale uwierzcie mi, że tak właśnie było.

To wszystko powyżej to obserwacje z pierwszej ręki, choć sprzed paru lat. Teraz jestem z klubami na bieżąco o tyle, że dość regularnie przeglądam portal publikujący zdjęcia z imprez wszelakich. Z tego co widzę, niedużo się zmieniło od czasów, gdy jeszcze sam do takich miejsc czasami wchodziłem, a można powiedzieć, że ludzie są nawet jeszcze bardziej brązowi niż wtedy (przynajmniej ci, którzy najczęściej pozują do zdjęć), lub też, że do perfekcji opanowali robienie min mówiących „jestem taki fajny/a” – bez takich do klubu ani rusz. Średnia wieku w niektórych z dyskotek wygląda tak, że gdyby zestawić osoby bawiące się tam z Rosjankami z egipskich klubów, to wyglądałoby to jakby uczniowie kończący gimnazjum poszli we wspólne tany ze swoimi nauczycielami w wieku przedemerytalnym. Łub-łuby łączą pokolenia. Mi też zdarzyło się jakiś czas temu trafić nie tyle do klubu, co miejsca, w którym można i wypić i potańczyć. Z tym tańczeniem to loteria, bo trzeba wstrzelić się w moment, w którym akurat nie leci disco-polo, a chociażby piosenki z lat 90. – wtedy jeszcze jako tako można wepchnąć się w tłum i spróbować potańczyć jak człowiek, ignorując jedynie ustawionych dookoła nie tyle Soników, co jakichś chłopków w podkoszulkach (tym akurat disco-polo nie przeszkadza), którym zostało patrzeć spod byka na podrygujące tłumy, jako że ani nie mają czego prężyć, ani stroszyć. Tak swoją drogą, to albo mi się zdaje, albo moda na disco-polo wraca nie tylko w dyskotekach; pomijam już wszelkie Weekendy czy inne koszmarki, którymi raczono jakiś czas temu w radiach (może raczy się dalej, nie wiem), albo ludzi z osiedla, którzy co niedzielę fundują biednym ludziom wokół koncert takiej, EKHM, muzyki, ale ostatnio widziałem w kiosku magazyn Disco Polo właśnie, z którego okładki uśmiechał się do mnie niepokojąco wokalista Boys. Czy ktoś to kupuje – nie wiem, ale jeśli tak, to czekam na powrót tego discopolowego programu, który kiedyś leciał w telewizji. Chciałbym, żeby wróciły pewne elementy lat 90., no ale kurde, nie takie.

Zdaję sobie sprawę, że troszkę przesadzam i generalizuję (a to nowość!), że są dyskoteki o poziomie lepszym i gorszym, ale jednak trudno zaprzeczyć pewnym obrazkom, a wyraźnie widać, że głównymi gośćmi klasycznych klubów nie są obecnie ludzie, których ucieszyłoby tańczenie do Beatlesów, bo tacy przychodzą chyba tylko dlatego, że nie mają większego wyboru, jeśli chcą zrobić coś więcej niż tylko usiąść i wypić piwo (jak ja). Z tego co widzę teraz ważniejsza od samej zabawy jest okazja do zaprezentowania się i poznania kogoś w sposób, o którym pisałem wyżej. Mi się na przykład marzy, żeby pójść na taką klasyczną, wesołą potańcówkę, a jako osobie, która nieprzerwanie spogląda myślami w przeszłość – najlepiej na taką rodem z lat 50. i 60., z facetami ubranymi w garnitury i dziewczynami w sukniach w grochy, bez potrzeby uchlania się w myśl hasła, że żyje się tylko raz, żeby w ogóle można było w jakikolwiek sposób ruszyć się do tych przeklętych umc-umców. Jestem pewny, że nie jest to niemożliwe, zatem zaczynam poszukiwania miejsca i okazji. A wszelkim Sonikom, cóż – życzę dobrej zabawy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz