niedziela, 22 grudnia 2013

o świątecznych zakupach




   Zbliżające się bardzo szybko święta zmusiły mnie do ruszenia się z domu w celu zakupu prezentu dla siostry (Mikołaju, mógłbyś jednak istnieć, stary). Bez planu, co mogę kupić, ruszyłem dzielnie w stronę Carrefoura, bo wybór zabawek i innych pierdół jest tam całkiem spory. Dotarłem zatem na miejsce i, zgodnie z przewidywaniami, wcisnąłem się w tłum ludzi (to w Elblągu ktoś mieszka?!), już na wstępie sapiąc z powodu gorąca i, mówiąc krótko, wkurwienia. Po chwili łażenia bez celu uświadomiłem sobie, że byle świąteczne zakupy mogłyby służyć jako kanwa do dramatycznego opowiadania pisanego z perspektywy pierwszej osoby, i w taki właśnie sposób potraktuję ten wpis.

   Ze stresem stanąłem przed wejściem. Czeka mnie tam przeprawa, pomyślałem, najpewniej pełna niebezpieczeństw. Cóż, trzeba powalczyć. Wszedłem do środka, przepychając się przez tłum. Nie wiedziałem, czego szukam, ale i inni zdawali się błąkać bez celu. Napierali zewsząd, robiąc sztuczny tłok i zatrzymując się, by porozmawiać. Obcy sobie ludzie ocierali się o siebie niechcący, kręcąc głową dookoła i mrucząc „Przepraszam, przepraszam”. Ziuuum, jeden wózek. Ziuuum, drugi. 
    Dotarłem na dział z książkami. Może tam znajdę to, czego potrzebuję. I tutaj był tłum. Kobiety i mężczyźni brali do ręki kolejne encyklopedie, zbiory zagadek, powieści fabularne, za każdym razem patrząc na nie z miną mówiącą „Niech mnie, książka”. Pomyślałem, że to być może jedyny czas w roku, gdy mają takową w ręku. Smutni ludzie. Po drodze minąłem dziadka ze swoim wnuczkiem; młody z ekscytacją oglądał kolejne albumy z naklejkami.
- Dziadek, a może to?
- Nie, nie.
- A ten?
- M-m.
- Dziadek, no to ten.
- ZOSTAW I CHODŹ.
    Młodemu pozostało mieć nadzieję, że Mikołaj będzie bardziej hojny niż dziadzio. W międzyczasie przeszedłem  do działu z zabawkami i załamałem ręce na widok JESZCZE większego tłumu i JESZCZE większej ilości towaru. Lalki, puzzle, gry planszowe, gry edukacyjne, gadżety, gadżeciki, samochody, i dużo więcej! Dysząc z gorąca, zacząłem lawirować między stoiskami, wymijając wielkie pudła i z trwogą spoglądając na trzycyfrowe ceny, gdzie pierwsza z cyfr wynosiła więcej niż 2. Obserwowałem porozrzucane po półkach towary, pogięte pudełka i pobrudzone lalki, zastanawiając się, co ludzie robią z tymi rzeczami oprócz ich oglądania. Widziałem też rzucone obok drogich zabawek słodycze i docierało do mnie, że w tych miejscach, po wcześniejszym spojrzeniu w portfel, zostały podjęte trudne decyzje.
    Gorączkowo przeszukiwałem kolejne półki, pot pojawiał się na moim czole, a ja bezradnie rozglądałem się dookoła. Zdecydowanie szło się tu na ilość, a nie jakość, bo większość tych zabawek była po prostu kiepska. Kątem oka dostrzegałem ludzi, którzy po krótkich dysputach między sobą wrzucali do koszyka byle jakie lalki, machając ręką z podejściem „DOBRA TAM”. Gdy nawet trafiałem na coś wartego uwagi, nie mogłem zlokalizować ceny, przedzierałem się więc znowu, tym razem do czytnika cen, tylko po to, by odrzuciła mnie od niego kolejna trzycyfrowa liczba.
    Mimowolnie przypomniała mi się „Lokomotywa” Tuwima. Uff, jak gorąco. Puff, jak gorąco. Do części półek w ogóle nie mogłem się dostać, bo ludzie stali przed nimi w bezruchu, jakby oglądali rybki w akwarium. Wszyscy z tym samym, uśmiechniętym wyrazem twarzy, jakby sprawiało im przyjemność stanie w tym ukropie. Dziwacy.
    W końcu znalazłem to, co mogłoby się spodobać mojej siostrze – mikrofon do karaoke na statywie. Wzruszając ramionami, zrozumiałem wcześniej widziane podejście „DOBRA TAM” i spakowałem ów przedmiot do koszyka. Szybko znalazłem jeszcze baterie do kompletu, bo przecież nie dadzą ich w zestawie, i prędko dorzuciłem je do prezentu. Ale to nie był koniec przeprawy, bowiem miałem jeszcze do kupienia lampki choinkowe. Wyszedłem spomiędzy zabawek i zorientowałem się, że wózki sklepowe pchane przez gawiedź są wypełnione towarem w ¾ objętości. DLACZEGO. Ciesząc się, że nie muszę tym razem kupować artykułów spożywczych, czym prędzej udałem się w stronę artykułów świątecznych. Tu okazało się, że aby móc sprawdzić przy przedłużaczu czy lampki działają, należy odczekać swoje, bo ludzie gromadzili się wokół niego z taką samą fascynacją jak… wszędzie indziej? Zastanowiłem się wręcz, czy w końcu zaczną się do niego modlić. Poddałem się, nie chciało mi się czekać. Przecież zdążę jeszcze kupić te lampki. Wycofując się, usłyszałem rozmowę jakiejś parki, która prawdopodobnie chciała podjąć tę samą decyzję, co ja.
- Ale babcia chciała dziś ubrać choinkę…
- E tam babcia, babcia poczeka.
    No właśnie, babciu, nie bądź taka wyrywna. Dobra! Mogłem już iść do kasy. Szybki przemarsz wzdłuż wszystkich kolejek i baczne spojrzenia w lewo. Długa. Długa. Bardzo długa (dlaczego tam stoi gość w krótkich spodenkach i T-Shircie?!). Za długa. Oooo kurde. Długa. Krótka! Ustawiłem się grzecznie, i to w idealnym momencie, bo chwilę później usłyszałem ze sobą poirytowany głos, który niemal poniósł się echem – „JOB TWOJU MAĆ”, stwierdził głos, a gdy odwróciłem wzrok, ujrzałem jego właściciela, Pana Rosjanina. Obok stały jego dwie towarzyszki, oraz wózek wypełniony PO BRZEGI alkoholem, jedzeniem i wszystkim, co się mogło do niego zmieścić. Prawie zostałem po swojej kolejce, taki byłem ciekawy, ile za to zapłacą, z drugiej strony Pan Rosjanin wyglądał, jakby chciał kogoś zgładzić, postanowiłem więc usunąć się z pola rażenia.
    Zapłaciłem, zapakowałem zakupy i zmęczony udałem się do wyjścia. Niemal zapowietrzyłem się chłodną aurą po kilkudziesięciu minutach przebywania w takiej konserwie. To już koniec, myślałem, spoglądając na reklamówkę. Trud mój skończony.
           
EPILOG

   Wieczorem, gdy siostra zasnęła, otworzyłem pudełko z mikrofonem, by sprawdzić, czy dobrze działa. Kur-wa-mać. Plastykowy szajs, oczywiście. Zamiast wzmacniać głos, wzmacnia piski. Wstyd takie coś dać. Przełknąłem ślinę, bo dotarło do mnie, że najprościej oddać to coś i kupić coś innego, a to oznacza, że cała wyprawa była zupełnie bezcelowa i muszę przebyć ją raz jeszcze. To jakaś klątwa, powiadam.

Świąteczne zakupy nie mają końca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz