Muszę nadmienić, że tytuł tego wpisu odnosi się tylko do młodszego rodzeństwa. Konkretnie mojego. Nie będę przecież pisać o rodzeństwie w ogóle, bo i co odkrywczego można napisać w tej kwestii – albo się rodzeństwa darzą miłością, albo nienawidzą. Albo kłócą bez przerwy, albo wspierają bezustannie. Albo wszystko naraz, w zależności od dnia. Jak to w życiu i w rodzinie.
Do rzeczy.
Rok 2010 był dosyć rewolucyjny.
Napisałem maturę. Zdałem maturę. Chciałem się dostać na studia. Dostałem się na
studia. Poznałem trochę ludzi, którzy mieli niemały wpływ na to, jaki teraz
jestem. I do tego wszystkiego straciłem możliwość by mówić, że jestem
jedynakiem, bo oto dziewiętnaście lat po moim urodzeniu na świat przyszła
posiadaczka najładniejszych oczu w historii: Kamelia. Nie mylić z „Amelia”, bo
zastrzelę.
Dziewiętnaście lat to naprawdę
spora różnica wieku. Cały mój względny spokój życia jedynaka zaburzony został
pojawieniem się w domu łóżeczka, wanienki, wózka, krzesełka do jedzenia,
miliarda zabawek i tony pieluch. Nagle uświadomiłem sobie, że chyba mam trochę
mały dom. No i zjawiła się Młoda, nazwana przeze mnie szumnie Pulpetem, bo była
mała i okrągła. Działo się to pod koniec kwietnia, a więc niecały miesiąc przed
maturą – przyznam, że aktywne uczestniczenie w opiece nad noworodkiem to
całkiem dobra wymówka, by w ogóle nie zaglądać do książek. Oczywiście pod warunkiem,
że tym noworodkiem jest właśnie rodzeństwo, a nie własne dziecko, żeby potem
nie było. Pierwsze dni/miesiące były istnym szaleństwem – wejść nagle w rolę
brata. Coś, czego nigdy do tej pory bym się nie spodziewał. A dobry brat weźmie
przecież siostrę na ręce („nie upuść, nie upuść, nie upuść, O W DUPĘ, uff,
trzymam”), przypilnuje, jak mama pójdzie
do fryzjera („niech tylko nie płacze, niech tylko nie płacze”), albo – przykro
mi, Młoda – zaśpiewa kołysankę.
Tak więc życie szanownej siostry
polegało na początku na ciągłym spaniu i ssaniu cycka. Rzec można, że
realizowała męskie marzenia. Tymczasem w czerwcu zdarzyło się coś, co nie
ukrywam, że trochę przewaliło mi psychikę w tą i z powrotem. Pamiętając, że
będąc dzieckiem dusiłem się kiedyś jabłkiem, miałem lekką traumę, że coś
podobnego stanie się z Młodą. No i niestety, Młoda zadławiła się w nocy
zaległym mlekiem. Mały cud, że mama przebudziła się i zobaczyła, że dziecko się
dusi; udało się ją odratować. Nie zmienia to faktu że obserwowanie bezbronnego
dziecka które wybałusza oczy nie mogąc złapać oddechu jest kurewsko
przerażające. Nigdy więcej.
Incydent taki nigdy się nie
powtórzył, ale przez kilka miesięcy dosłownie baliśmy się spać w obawie że TO
znowu się stanie. Młoda rosła i rośnie nadal. Nawet nie pamiętam dobrze
poszczególnych etapów jej życia. Ot, siostra leży, siostra raczkuje, siostra
gaworzy, siostra gada. Siostra wyrasta na charyzmatyczne, przebojowe dziewczę.
Już nieraz słyszałem, że o, będę musiał siostry pilnować. Szczerze? Myślę, że
nie będę musiał, bo pomimo tego, że Młoda skończy w tym roku dopiero cztery
lata, to już nie daje sobie w kaszę dmuchać. W żaden sposób. I jest tak mądra,
tak rezolutna, że odzywa się we mnie braterska duma. Uczę Młodą rysować. Młoda
rysuje lepiej niż ja w jej wieku. Pokazuję Młodej bajki, które sam oglądałem w
dzieciństwie. Młoda jest nimi zachwycona. Młoda umie pisać, liczyć do
dziesięciu, zna na pamięć kilka wierszy i piosenek. Jest szczera do bólu i
można z nią porozmawiać jak z dorosłym, na wiele tematów. O bracie sądzi, że
jest leniem, że ciągle coś pisze zamiast się z nią bawić, że za bardzo wali
alkoholem, gdy budzi się rano na kacu. Ale przy tym dodaje, że brat jest fajny,
że robi dobre jedzenie i że ją wszystkiego uczy. Nawet języków. Młoda umie się
już przedstawić po angielsku, mówiąc uroczyście „Majnejmiu Kamelia”.
Młoda potrafi bez precedensu ochrzanić wszystkich dookoła („uważaj, tylko
ciągle kręcisz się i kręcisz!”) i mówi, że nie chce pójść do przedszkola, bo
będzie się tylko wkurzać. A mnie, pomimo tego, że pojawienie się Młodej w moim
życiu było dla mnie sporym zaskoczeniem i nie wiedziałem, jak przyjmę jej pojawienie się na świecie,
Młoda rozczula jak nikt inny. Pewnie, wkurza mnie czasem bardzo, szczególnie,
gdy nie daje mi się wyspać. Jasne, że nie jestem zachwycony faktem, że chcąc,
nie chcąc, znam na pamięć ramówkę Mini Mini i imiona wszystkich kucyków z My
Little Pony. Ale nie wyobrażam sobie życia bez niej w domu. Za cholerę. Bo to
świetne uczucie, gdy taki Krasnal ma cię za wzorzec, albo gdy mówi, że będzie
trzymać kciuki, gdy wyjeżdżasz na egzamin. Gdy przyjdzie się przytulić, kiedy
coś jej dolega. Kiedy twoi znajomi mówią, że masz super siostrę. Albo gdy ta
siostra powie coś, co rozłoży cię ze śmiechu (jak na przykład historię o tym,
jak to babcia odmawia kojonki słuchając jakiegoś jadia). To właśnie wtedy się
myśli, że naprawdę dobrze być starszym, dużo starszym bratem - gdy wie się, że
ktoś, kto ma przed sobą jeszcze tyle życia, chce czerpać od ciebie to, co
najlepsze, i że w przyszłości będzie dostępny, jeśli będzie się chciało z kimś
porozmawiać. Byle tylko tego nie zepsuć, no.
Fajnie mieć młodsze rodzeństwo.
Widzę, że znowu będę pierwsza..
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie-hmm...mogłabym się o to kłócić.
Zobaczymy jak Młoda będzie miała lat piętnaście..Kurczę, możliwe, że Ty już będziesz mieszkał poza swoim rodzinnym domem.
PS: Teraz to ja się rozczuliłam, czytając o Kamelii. ;)