sobota, 4 stycznia 2014

o rodzeństwie


Muszę nadmienić, że tytuł tego wpisu odnosi się tylko do młodszego rodzeństwa. Konkretnie mojego. Nie będę przecież pisać o rodzeństwie w ogóle, bo i co odkrywczego można napisać w tej kwestii – albo się rodzeństwa darzą miłością, albo nienawidzą. Albo kłócą bez przerwy, albo wspierają bezustannie. Albo wszystko naraz, w zależności od dnia. Jak to w życiu i w rodzinie.

Do rzeczy.

Rok 2010 był dosyć rewolucyjny. Napisałem maturę. Zdałem maturę. Chciałem się dostać na studia. Dostałem się na studia. Poznałem trochę ludzi, którzy mieli niemały wpływ na to, jaki teraz jestem. I do tego wszystkiego straciłem możliwość by mówić, że jestem jedynakiem, bo oto dziewiętnaście lat po moim urodzeniu na świat przyszła posiadaczka najładniejszych oczu w historii: Kamelia. Nie mylić z „Amelia”, bo zastrzelę.

Dziewiętnaście lat to naprawdę spora różnica wieku. Cały mój względny spokój życia jedynaka zaburzony został pojawieniem się w domu łóżeczka, wanienki, wózka, krzesełka do jedzenia, miliarda zabawek i tony pieluch. Nagle uświadomiłem sobie, że chyba mam trochę mały dom. No i zjawiła się Młoda, nazwana przeze mnie szumnie Pulpetem, bo była mała i okrągła. Działo się to pod koniec kwietnia, a więc niecały miesiąc przed maturą – przyznam, że aktywne uczestniczenie w opiece nad noworodkiem to całkiem dobra wymówka, by w ogóle nie zaglądać do książek. Oczywiście pod warunkiem, że tym noworodkiem jest właśnie rodzeństwo, a nie własne dziecko, żeby potem nie było. Pierwsze dni/miesiące były istnym szaleństwem – wejść nagle w rolę brata. Coś, czego nigdy do tej pory bym się nie spodziewał. A dobry brat weźmie przecież siostrę na ręce („nie upuść, nie upuść, nie upuść, O W DUPĘ, uff, trzymam”), przypilnuje,  jak mama pójdzie do fryzjera („niech tylko nie płacze, niech tylko nie płacze”), albo – przykro mi, Młoda – zaśpiewa kołysankę.

Tak więc życie szanownej siostry polegało na początku na ciągłym spaniu i ssaniu cycka. Rzec można, że realizowała męskie marzenia. Tymczasem w czerwcu zdarzyło się coś, co nie ukrywam, że trochę przewaliło mi psychikę w tą i z powrotem. Pamiętając, że będąc dzieckiem dusiłem się kiedyś jabłkiem, miałem lekką traumę, że coś podobnego stanie się z Młodą. No i niestety, Młoda zadławiła się w nocy zaległym mlekiem. Mały cud, że mama przebudziła się i zobaczyła, że dziecko się dusi; udało się ją odratować. Nie zmienia to faktu że obserwowanie bezbronnego dziecka które wybałusza oczy nie mogąc złapać oddechu jest kurewsko przerażające. Nigdy więcej.

Incydent taki nigdy się nie powtórzył, ale przez kilka miesięcy dosłownie baliśmy się spać w obawie że TO znowu się stanie. Młoda rosła i rośnie nadal. Nawet nie pamiętam dobrze poszczególnych etapów jej życia. Ot, siostra leży, siostra raczkuje, siostra gaworzy, siostra gada. Siostra wyrasta na charyzmatyczne, przebojowe dziewczę. Już nieraz słyszałem, że o, będę musiał siostry pilnować. Szczerze? Myślę, że nie będę musiał, bo pomimo tego, że Młoda skończy w tym roku dopiero cztery lata, to już nie daje sobie w kaszę dmuchać. W żaden sposób. I jest tak mądra, tak rezolutna, że odzywa się we mnie braterska duma. Uczę Młodą rysować. Młoda rysuje lepiej niż ja w jej wieku. Pokazuję Młodej bajki, które sam oglądałem w dzieciństwie. Młoda jest nimi zachwycona. Młoda umie pisać, liczyć do dziesięciu, zna na pamięć kilka wierszy i piosenek. Jest szczera do bólu i można z nią porozmawiać jak z dorosłym, na wiele tematów. O bracie sądzi, że jest leniem, że ciągle coś pisze zamiast się z nią bawić, że za bardzo wali alkoholem, gdy budzi się rano na kacu. Ale przy tym dodaje, że brat jest fajny, że robi dobre jedzenie i że ją wszystkiego uczy. Nawet języków. Młoda umie się już przedstawić po angielsku, mówiąc uroczyście „Majnejmiu Kamelia”. Młoda potrafi bez precedensu ochrzanić wszystkich dookoła („uważaj, tylko ciągle kręcisz się i kręcisz!”) i mówi, że nie chce pójść do przedszkola, bo będzie się tylko wkurzać. A mnie, pomimo tego, że pojawienie się Młodej w moim życiu było dla mnie sporym zaskoczeniem i nie wiedziałem, jak przyjmę jej pojawienie się na świecie, Młoda rozczula jak nikt inny. Pewnie, wkurza mnie czasem bardzo, szczególnie, gdy nie daje mi się wyspać. Jasne, że nie jestem zachwycony faktem, że chcąc, nie chcąc, znam na pamięć ramówkę Mini Mini i imiona wszystkich kucyków z My Little Pony. Ale nie wyobrażam sobie życia bez niej w domu. Za cholerę. Bo to świetne uczucie, gdy taki Krasnal ma cię za wzorzec, albo gdy mówi, że będzie trzymać kciuki, gdy wyjeżdżasz na egzamin. Gdy przyjdzie się przytulić, kiedy coś jej dolega. Kiedy twoi znajomi mówią, że masz super siostrę. Albo gdy ta siostra powie coś, co rozłoży cię ze śmiechu (jak na przykład historię o tym, jak to babcia odmawia kojonki słuchając jakiegoś jadia). To właśnie wtedy się myśli, że naprawdę dobrze być starszym, dużo starszym bratem - gdy wie się, że ktoś, kto ma przed sobą jeszcze tyle życia, chce czerpać od ciebie to, co najlepsze, i że w przyszłości będzie dostępny, jeśli będzie się chciało z kimś porozmawiać. Byle tylko tego nie zepsuć, no.

Fajnie mieć młodsze rodzeństwo.

1 komentarz:

  1. Widzę, że znowu będę pierwsza..
    Ostatnie zdanie-hmm...mogłabym się o to kłócić.
    Zobaczymy jak Młoda będzie miała lat piętnaście..Kurczę, możliwe, że Ty już będziesz mieszkał poza swoim rodzinnym domem.
    PS: Teraz to ja się rozczuliłam, czytając o Kamelii. ;)

    OdpowiedzUsuń